Przyjrzyjmy się bliżej rowerowi, jednak nie pod względem technicznym, a językowym. Poprawna jest tylko forma rowerze. Rowerze czy roweże? Poprawna forma. Gdy przychodzi nam zapisać ten rzeczownik czasem pojawiają się wątpliwości, ponieważ zarówno spółgłoskę ż jak i dwuznak rz wymawiamy w identyczny sposób.
Nie miałem konkretnego planu na zbijanie wagi na rowerze i nie wiedziałem czego się spodziewać. Zadania nie ułatwiło to, że kilka tygodni wcześniej rzuciłem z dnia na dzień palenie, co jak wiadomo, sprzyja tyciu. Faceci w rajtuzach. W maju tego roku kupiłem spontanicznie używany rower do jazdy szosowej, tzw. kolarzówkę.
Jednak teraz po prostu kocham jazdę na rowerze. Nie mam pojęcia jak, ale przerodziła się ona w prawdziwą obsesję. Każdy dzień bez kontaktu z dwoma kółkami powoduje u mnie wyrzuty sumienia. Jestem uzależniona. Jazda na rowerze daje mi poczucie wolności, a poza tym jest znakomitą wymówką jeśli ktoś lubi sobie pojeść.
Oczywiście przeprawisz się nim przez każdy teren, zarówno przez asfaltową szosę, jak i kamienistą drogę, jednak nie zawsze będzie to jazda komfortowa, efektywna i ergonomiczna. Rowery sportowe dzielimy na: 1. Wspomniane już rowery MTB, czyli popularne „górale” do jazdy po naturalnym podłożu. Możemy dzielić je dalej na:
Jazda konna była jedną z metod przemieszczania się. W dalszym ciągu są miejsca, gdzie tak jest – niektóre bliżej niż nam się zdaje. Zamiast zwiedzać świat samochodem, albo na
Dzielącą Warszawę na pół rzekę Wisłę możesz pokonać specjalną kładką przy Moście Łazienkowskim, a w sezonie letnim również bezpłatnym promem. Kiedy miejski zgiełk da Ci się we znaki, pojedź do jednego z parków lub miejskich lasów znajdujących się na południu i północy miasta. Bądź eko i zwiedzaj Warszawę na rowerze!
Kolarstwo, czyli wyczynowa jazda na rowerze inspiruje rzesze ludzi do przesiadki na dwa kółka. Dzięki temu jednoślady na dobre zadomowiły się w codziennym życiu wielkich miast, jak i małych wsi. Dyscyplin kolarstwa jest naprawdę dużo. Jak się rozeznać, co jest czym? Spieszymy z pomocą!
Wtorek: Pumptrack - bo to zawsze się przyda. 3. Środa: Siłownia - bo raz w tygodniu trzeba zrobić klatę. 4. Czwartek: Skatepark - żeby wychilować z ziomkami. 5. Piątek: Ścianka
Mamy 5 ciekawych tras. Mogą mieć różne stopnie trudności czy długości, dlatego każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Wspólnie z Traseo proponujemy Wam 5 tras na wyjazd rowerem w odległości do 9 km od Częstochowy. Co tydzień wybieramy inny zestaw. Przekonaj się, jakie trasy rowerowe niedaleko Częstochowy proponujemy na weekend.
Dzieci poniżej 10 lat na rowerze. Jeśli nasze dziecko może się już samodzielnie poruszać na rowerze, ale jeszcze nie skończyło 10 lat może kierować rowerem, ale tylko i wyłącznie pod opieką osoby dorosłej. Co jest bardzo istotne - zgodnie z artykułem 2 Kodeksu Drogowego dziecko do lat dziesięciu kierujące rowerem jest pieszym.
u31AF. Zacznijmy od podstaw: bez potu byłoby naprawę ciężko żyć Widok i zapach potu może nie jest specjalnie mile widziany w niektórych miejscach, ale pocenie się odgrywa kluczową rolę w naturalnych mechanizmach termoregulacyjnych się go nie pozbędziesz (wierz nam, naprawdę tego nie chcesz), ale jeśli strach przed spoceniem się powstrzymuje Cię przed wybraniem roweru, mamy parę prostych sposobów na ograniczenie pocenia się i jego konsekwencji. Sekretem suchej skóry jest przepływ powietrza. Jeśli nosisz przylegające i nieoddychające ubrania, pot zostanie zatrzymany dokładnie tam, gdzie tego nie chcesz. Odłóż rurki i nylonowe kurtki do szafy. Niezależnie od tego, czy będzie to plecak, torba na ramię, torebka, czy nawet saszetka, jeśli cokolwiek przylega do skóry, powietrze nie może tam dotrzeć i Cię chłodzić. Jeśli masz wozić bagaż, skorzystaj z koszyka lub bagażnika tylnego z sakwami. Zobacz alternatywy dla plecaka Owszem, temperatura powietrza może i jest identyczna, ale Twoje ciało może odczuwać temperaturę nawet 10-15 stopni niższą, jeśli będziesz unikać promieniowania słonecznego. Sprawdź możliwe trasy i wybierz te mniej nasłonecznione Znajdź najlepszą trasę Ten punkt jest raczej oczywisty: zadbaj o czas na spokojną jazdę. Im spokojniej jedziesz, tym mniej wkładasz w to wysiłku. Im mniej wysiłku, tym mniej pracy Twoje ciało wkłada w regulowanie temperatury. Znajdź najlepszą trasę Wnętrze naszego ciała również reaguje na ciepło i zimno, a także na pikantne potrawy i kofeinę, które pobudzają nadnercze, co z kolei podnosi temperaturę. Kiedy ciało próbuje schłodzić się po rozgrzewającym pikantnym posiłku, pracuje ciężej, a przez to poci się. Lekkostrawne pokarmy—woda, migdały, banany, oliwa, bataty—mogą pomóc w ograniczeniu pocenia. Kiedy układ pokarmowy zmuszony jest ciężej pracować, odczuwa to całe ciało, nawet jeśli nie jest to koniecznie wysiłek fizyczny. Po wyjściu spod prysznica, poczekaj chwilę przed wytarciem się i ubraniem. Pocenie się to naturalna metoda regulacji temperatury przez Twoje ciało. Daj mu chwilę na powrót do równowagi cieplnej zaraz po wyjściu spod gorącego prysznica. Zapytaliśmy osoby jeżdżące przez cały rok w naprawdę gorących klimatach. Oto ich rady, jak schłodzić się nawet w niesprzyjającą temu pogodę. Jak się ubrać, gdy jest gorąco
Pisałem ostatnio o tym, że coraz rzadziej poruszam się samochodem – szczególnie w mieście. Od kilku ładnych lat mam skuter, ostatnio na krótkie dystanse wybieram hulajnogę, a gdy łączę ją z komunikacją miejską, mój zasięg znacznie wzrasta. Jest jednak jeszcze jeden, dość powszechny środek transportu, który plasuje się gdzieś między skuterem, a hulajnogą. To oczywiście rower. Warto o nim wspomnieć podczas trwającego właśnie Europejskiego Tygodnia Zrównoważonego Transportu. O samym ETZT przeczytacie tu: oraz tu Na rowerze jeżdżę od wieków, za dzieciaka zrobiłem nawet Kartę Rowerową. Poruszałem się dwoma kultowymi modelami – miałem Wigry 3, miałem Jubilata. Oba niestety zostały skradzione, co przerwało na trochę moją pasję. Pasja odrodziła się nieco po dostaniu na 25 urodziny “górala”, ale na prawdę odżyła rok temu, gdy stałem się posiadaczem kolarzówki. Była wczesna wiosna, słońce zaczynało smażyć coraz mocniej, postanowiłem więc pojeździć nieco tym środkiem transportu i zobaczyć co z opowieści rowerzystów, pieszych i kierowców jest prawdą, a co nie. Bo to, że te trzy “nacje” ścierają się ze sobą wiadomo nie od dziś, a internet jest pełen wszelkiego rodzaju dyskusji. Dyskusji, jak to w internecie bywa, pełnych wyzwisk i uproszczeń, pozbawionych natomiast empatii. Postanowiłem więc podejść do tematu jako kierowca, pieszy i rowerzysta. Kali* jeździć Ale zanim przejdę dalej, słówko o “kaliniźmie”. Czyli o tym jak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. I o tym jak mnie wolno coś, czego nie wolno komuś innemu. Każdy z nas na to cierpi, w mniejszym lub większym stopniu. Ja też przyznam się, że jako pieszy straszliwie denerwuję się na samochody, a jako kierowca wolałbym czasem, by pieszych nie było. Jako rowerzysta psioczę na kierowców, jako kierowca czasem jestem zły, że muszę się za jakimś rowerzystą ciągnąć. Ale warto wtedy pomyśleć o dwóch rzeczach. Pierwsza – świat nie kręci się wokół twojego tyłka. Serio. Jeśli rodzice tego niektórym nie uświadomili, to warto sobie to uświadomić samemu. Żyjemy na tym świecie razem, co więcej, czasem zmieniamy te środki lokomocji i naprawdę na się żyć razem. Druga – wśród każdej grupy zdarzają się chamy i egocentrycy. Jako kierowca uważam tak o części kierowców, jako rowerzysta – o części rowerzystów. I tak dalej. Nie ma co utożsamiać tego z konkretnym sposobem poruszania się po mieście. Taka osoba zazwyczaj będzie zachowywać się w dany sposób niezależnie od tego, czy jedzie samochodem, rowerem, robi zakupy, czy realizuje projekt w pracy. (*nie muszę chyba tłumaczyć skąd to?) Po co rower? Rower to oczywiście zdrowy środek transportu. To sposób, by przemieszczać się i ćwiczyć jednocześnie. Oczywiście wszystko zależy od tego jak duże dystanse pokonujemy i w jakim tempie się poruszamy, ale praktycznie zawsze przejechanie dowolnego odcinka będzie zdrowsze od przejechania tego samego odcinka samochodem. Rower to też szybsze poruszanie się w korkach, szczególnie jeśli mamy do dyspozycji ścieżki rowerowe. Rower to wreszcie większy fun z jazdy, chyba, że ulice sa akurat puste, a my mamy do dyspozycji Ferrari. Ale w mieście i tak nie powinniśmy zbytnio szaleć :) Rower w komunikacji miejskiej Rower oczywiście możemy przewozić zbiorkomem, ale tu sprawa nie jest tak prosta jak w przypadku hulajnogi. Zawsze śmieszyły mnie nieco przepisy różnicujące przewóz rowerów od przewózu czegokolwiek innego – kiedy “zaczyna się” rower? Czy po demontażu koła to dalej rower, czy bagaż? A dwóch kół? :) Tak czy inaczej w wielu środkach komunikacji miejskiej przewóz rowerów jest warunkowy – o ile nie przeszkadza to innym. No dobra, a co z podróżnymi z dużymi walizkami? :) Dlatego też, gdy mam do przejechania większość dystansu autobusem, czy metrem, a tylko mały kawałek na kółkach – wybieram hulajnogę, bo z nią poręczniej. Jeśli mam jechać dalej lub mam dotrzeć gdzieś szybciej – oczywiście rower. Zdrowie i… smród :) Ale muszę wspomnieć o jednej niby dość oczywistej rzeczy, jeśli chodzi o jeżdżenie rowerem na dłuższe dystanse. Rowerzyści w lecie dzielą się na dwie grupy. Tych, którzy śmierdzą i tych, którzy nie czują, że śmierdzą ;) Mówię oczywiście o przejechaniu dłuższej trasy w słońcu – warto ogarnąć, czy w pracy albo innym miejscu do którego jedziemy jest prysznic. Tak robi większość znanych mi, jeżdżących do pracy rowerzystów, ale znam niechlubne wyjątki. Oczywiście nie każdy śmierdzi jak świnia, da się powolutku i z godnością poruszać się miejskim rowerem bez specjalnego uruchamiania gruczołów potnych, ale warto mieć ciągle z tyłu głowy, że to jednak często spory wysiłek fizyczny. Rowerowe utopie Zanim jednak zostanę wyzwany od lewackich cyklistów (i wegetarian!), muszę jasno powiedzieć jedną rzecz – to nie jest tak, że jestem za całkowitym usunięciem samochodów z miast. A przynajmniej za zastąpieniem ich rowerami. Jestem ojcem trójki dzieci, zdaję sobie sprawę w jakim klimacie żyjemy i wiem, że to może nie tyle niemożliwe ile cholernie trudne. W dyskusjach okołorowerowych często biorą udział ludzie bezdzietni, mieszkający gdzieś w okolicach centrum, dla których Warszawa – jak to kiedyś pięknie napisano o pewnej kandydatce na “prezydentę” Warszawy – zaczyna się na Muranowie, a kończy na Placu Zbawiciela ;) Nie, to nie takie proste. To jak widzę ruch w mieście zasługuje na osobny tekst, natomiast nadmienię tylko, że porównywanie dużych miast takich jak Warszawa do małych miasteczek w których nie ma zupełnie samochodów uważam na hipsterskie fantazje. Nie wyobrażam sobie jazdy z trójką dzieciaków na rowerze, do Piaseczna. W środku zimy. Do lekarza. To po prostu niemożliwe. Jechanie tam z nimi autobusem tez jest możliwe, ale o wiele trudniejsze. Wiem, że są takie rodziny i chwała im za to, ale nie oszukujmy się, nie zawsze można i nie zawsze chce się dokonywać takich poświęceń jeśli nie trzeba. Szczególnie jeśli na dworzu jest -10 :) Dlatego choć uważam, że szczególnie centra miast powinny być bardziej przyjazne rowerzystom, a mniej samochodom, o tyle koniecznością są drogi tranzytowe przez miasto oraz oczywiście o wiele bardziej przyjazna komunikacja zbiorowa. Chamstwo kierowców i bezpieczeństwo rowerzystów No dobra, ale jak jeździ mi się rowerem w praktyce? Prawdę mówiąc całkiem dobrze. Może mam szczęście, a może po prostu zachowuję nieco pokory, nawet wtedy gdy mam rację? Jako rowerzysta i tak przegram z samochodem – tu nie ma wygranej. Ale o tym później. Tak, oczywiście było ileś sytuacji krytycznych, ale prawdę mówiąc myślałem, że będzie ich więcej. Nie zaobserwowałem ich też aż tak dużo podczas jazdy skuterem. Tak, w porównaniu do jazdy samochodem skupiam się sto razy bardziej. To nie znaczy, że samochodem jadę na pamięć, ale sama świadomość, że jestem dość kruchym celem, oraz, że kierowcy niestety nie ogarniają zbyt dobrze kodeksu, powoduje, że wytężam zmysły jeszcze bardziej. Najczęstsze przypadki, to oczywiście zbyt bliskie wyprzedzanie, to bywa dość niebezpieczne. Jest jeszcze kilka innych spraw, ale przez dwa lata nie miałem w sumie ani jednej krytycznej sytuacji. Na pewno takiej, która spowodowałaby, że zacząłbym jeździć chodnikiem. No właśnie, czas na najbardziej drażliwy temat. Cholerny chodnik Tak, jeżdżę ulicą. Nadal. Owszem, zrozumiałem dlaczego niektórzy wybierają chodnik, ale staram się tego nie robić. Czasem robię wyjątki (o tym za chwilkę), ale z założenia jeżdżę ulicą. Znam przepisy, wiem kiedy mogę legalnie wjechać na chodnik. I nie tłumaczę tego tym, że na ulicy jest niebezpiecznie. Jazda skuterem po ulicy też jest dość niebezpieczna, czy jako skuterzysta mogę więc korzystać ze ścieżki rowerowej? :) “5. Korzystanie z chodnika lub drogi dla pieszych przez kierującego rowerem jednośladowym jest dozwolone wyjątkowo, gdy: 1 opiekuje się on osobą w wieku do lat 10 kierującą rowerem 2 szerokość chodnika wzdłuż drogi, po której ruch pojazdów jest dozwolony z prędkością większą niż 50 km/h, wynosi co najmniej 2 m i brakuje wydzielonej drogi dla rowerów lub pasa ruchu dla rowerów 3 warunki pogodowe zagrażają bezpieczeństwu rowerzysty na jezdni (śnieg, silny wiatr, ulewa, gołoledź, gęsta mgła), z zastrzeżeniem ust. 6.” Jazda ulicą jest trudniejsza. Po prostu. Musisz po pierwsze w ogóle ZNAĆ kodeks ruchu drogowego, co samo w sobie nie jest spełniane przez tak wielu rowerzystów. Po drugie musisz być skupiony i uważać. Cholernie uważać. Oczywiście łatwiej jest włożyć do uszu słuchawki i sunąć chodnikiem, wtedy zazwyczaj możemy być totalnie wyczillowani. Ale przepisy tego zabraniają, poza określonymi wyjątkami. Tak, zdarza mi się to. Zazwyczaj wtedy, gdy mam do czynienia z kolejną fantazją budujących ścieżki rowerowe i po raz dziesiąty w ciągu jednej minuty muszę przejechać przez kawałek chodnika. Tak, ta fantazja nie ma granic i czasem – przyznaję – nie wytrzymuję, bo to jak jeden wielki stosunek przerywany. Natomiast gdy widzę pustą, zupełnie pustą drogę osiedlową (30 km/h) i ludzi jadących chodnikiem, w dodatku dzwoniących na pieszych (z drogi śledzie, bo pan jedzie!) to krew mnie zalewa. I tak, choć zazwyczaj tłumaczenie brzmi “bo tak bezpieczniej” to wiem, że to zazwyczaj z lenistwa i chęci uniknięcia skupienia na ruchu drogowym. Sorry, taka rzeczywistość. A już kompletnym osłupieniem napełnia mnie widok sunącego po osiedlowych chodniku gościa odzianego od stóp do głów w obcisłe lycry. Serio, nie wstyd? Taki sportowiec bojący się pustej uliczki? Przejście dla pieszych Drugi nagminny grzech rowerzystów wiążący się z poprzednim to oczywiście przejeżdżanie na przejściach dla pieszych. I znowu – nie, przepisy mówią jasno, że masz zsiąść z roweru. Wiem, nie chce się. Wiem, tak łatwiej. Sam z tym walczę. I o ile nie jest to środek nocy i kompletnie pusta okolica, to nigdy tego nie robię. Oh wait… jak miałbym to zrobić? Żeby to zrobić zazwyczaj musisz być najpierw na chodniku. A przecież w większości przypadków nie powinno cię tam być. Czasem to wręcz całe stada rowerzystów wjeżdżające na “urraaaa!” na przejście. Szczególnie takich na rowerach miejskich. Może przegapiłem ten przepis, ale je też obowiązuje to samo prawo :) To nie jest głupi przepis. Kierowcy często nie spodziewają się na przejściu kogoś jadącego z taką prędkością. Wiem, jako kierowca, że to spory problem. Chociaż z drugiej strony podobnie jest na przejadach, a tam rowerzysta ma prawo wjechać… Przejazdy rowerowe Tych najbardziej boję się jako kierowca. Dlatego, że często usytuowane są tak, że naprawde ciężko dojrzeć cokolwiek przez okno skręcającego samochodu. Wykonuję naprawde karkołomny ruch głową, by sprawdzić, czy rozpędzony rowerzysta nie wjedzie mi pod koła. Nie zrozum mnie źle, wiem, że ma pierwszeństwo. Chodzi o to, że gdy jedzie na oślep 30 km/h ja naprawdę mogę go nie zauważyć, gdy odwrócę głowę, wcisnę gaz i wjadę na skrzyżowanie. Wiem, że będzie mooja wina. A kto będzie ranny? To zawsze podnosi ciśnienie części rowerzystów, ale ja jako rowerzysta zawsze zwalniam i stosuję zasade ograniczonego zaufania. Zresztą robię to tak samo wjeżdżając samochodem na rondo pełne Tirów. Co z tego, że mam pierwszeństwo, skoro zostanę zmiażdżony? To nie jest gra planszowa, to kwestia życia i śmierci. Więc kierowco – mocny obrót głowy i dokładne sprawdzenie czy na pewno nikt nie jedzie. Rowerzysto – nie baw się w testowanie maksymalnej prędkości w takiej sytuacji. Nie mówię o zatrzymywaniu się, ja zwalniam i staram się nawiązać kontakt wzrokowy z kierowcą, wtedy jestem pewien, że mnie widzi. Poszukiwania ścieżki Kiedy zaczynałem w zeszłym roku moją rowerową przygodę, myślałem, że najtrudniejszym elementem tej całej zabawy będzie przepędzanie pieszych ze ścieżek. I choć to też bywa upierdliwe, okazało się, że wcale to nie jest najgorsze. Najtrudniejsze jest poszukiwanie ścieżki! Przepisy mówią wyraźnie – jeśli jest ścieżka, musisz z niej korzystać. Kropka. Nie jedziesz ulicą, a już na pewno chodnikiem. Jedziesz ścieżką. I to w sumie jest nawet logiczne. Problem polega na tym, że musisz tę ścieżkę dojrzeć. A to już nie takie proste. Podróż przez Warszawę to co chwilę przerywane ścieżki, które czasem kończą się gwałtownie niczym peron 9 i 3/4. I co wtedy? Zjazd na ulicę. Oczywiście po sprawdzeniu ograniczenia prędkości na tejże. Bo być może musimy wjechać na chodnik? Jedziemy chodnikiem i wypatrujemy czy nie zmienił się znak na drodze. Co może być trudne, gdy chodnik jest nieco oddalony. Albo czy gdzieś nie zaczęła się ścieżka. Która być może skręca nie tam gdzie chcemy jechać. A więc kolejna zmiana. Serio, to doprowadza do szewskiej pasji i czasami kompletnie pozbawia przyjemności z jazdy lub zmusza do łamania prawda. Dlatego o ile, jak już pisałem, jestem zły na rowerzystów ewidentnie łamiących przepisy, o tyle nie jestem tak stanowczy w kadym przypadku, bo wiem, że to po prostu przypomina cholernie skomplikowaną łamigłówkę. Przepisy ruchu drogowego! Pisałem już o tym, że spora część rowerzystów nie stosuje się do przepisów, o ile w ogóle je zna. Niestety problem polega na tym, że kierowcy też niekoniecznie je znają. A już na pewno nie znają tych, które zmieniły się niedawno. Czyli nawet 10 lat temu :> Rowerzysta od pięciu lat nie musi jechać z prawej strony jezdni (ale musi to być czymś uzasadnione), dwóch rowerzystów może jechać obok siebie (ale nie mogę utrudniać ruchu innym, czyli powinni zjechać gdy ktoś chce ich wyprzedzić). Ale najważniejszy punkt to ten, mówiący o tym, że jeśli skręcasz w prawo, a z prawej strony wyprzedza cię rowerzysta, to on ma pierwszeństwo! Art. 27 ust. 1a: “Kierujący pojazdem, który skręca w drogę poprzeczną, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa rowerzyście jadącemu na wprost po jezdni, pasie ruchu dla rowerów, drodze dla rowerów lub innej części drogi, którą zamierza opuścić.” Rower nie dość, że może wyprzedzać samochód z prawej strony, to ma pierwszeństwo, jeśli ten chce zajechać mu drogę! Ale brak znajomości przepisów wśród kierowców to duży problem wykraczający poza same kwestie rowerowe. Nie bądź żulem na dwóch kółkach! I na koniec – pamiętaj, że nie wolno ci wsiadać na rower po większej ilości alkoholu. Jeśli jedziesz w stanie po spożyciu alkoholu (od 0,2 do 0,5 promila alkoholu we krwi) zostaniesz ukarany mandatem w wysokości od 300 do 500 zł. A rowerzyści w stanie nietrzeźwości – powyżej 0,5 promila alkoholu we krwi – w takiej samej sytuacji zostaną ukarani mandatem w wysokości 500 zł. Ja nie polecam w ogóle jeżdżenia po browarze, szczególnie jeśli masz jechać drogą, a nie ścieżką. Po prostu refleks nie ten, a na rowerze masz dużo więcej do stracenia. Mimo wszystko jeździj! Ale się rozpisałem! Mogłoby się wydawać, że za dużo tych obostrzeń i nie ma sensu wsiadać na rower. Nic bardziej mylnego, to świetny środek transportu. Jednak wymagający od kierującego o wiele więcej uwagi i rozwagi niż w przypadku jazdy autobusem, czy wesołego hopsania hulajnogą. Warto o tym pamiętać. Warto też pamiętać o tym, że rowerzysta nie jest wrogiem kierowcy. To nie arena, to nie walka. Więcej rowerzystów to więcej miejsca dla ciebie i mniejsze korki. O ile wszyscy poruszamy się zgodnie z przepisami i wykazujemy pewną dozą empatii, zrozumienia i kultury. Skoro w innych krajach się udaje to i u nas się uda! Szerokiej drogi!
Gruby rower? Brzmi dosyć zabawnie, ale nazwa zdradza wszystko to, co wyróżnia taki rower spośród pozostałych jednośladów. Fat bike to rower górski z wyjątkowo szerokimi oponami, dzięki którym można wjechać wszędzie tam, gdzie zwykłym rowerem jest to niemożliwe. Piaszczyste wydmy, gęste śniegi, błoto, kamienie – to naturalne środowisko fat bike'a, w którym czuje się najlepiej. Ten rowerowy „czołg” to idealny kompan dla wszystkich rowerzystów lubiących eksplorować dzikie, trudno dostępne tereny. Ma on wiele zalet, ale i nie mniej wad. Dla kogo został zatem stworzony fat bike? Jak się na nim jeździ? Czy ten rower – pomimo wielu sprzeczności – nadaje się do jazdy dla każdego rowerzysty? Charakterystyka roweru fat bike Tym, co wyróżnia fat bike od pozostałych rodzajów rowerów, są oczywiście szerokie, baloniaste opony w rozmiarze od 4 do 5 cali, które w porównaniu z klasycznymi oponami MTB (2–2,6 cala) są ogromne. Te masywne opony napełnia się powietrzem o ciśnieniu wynoszącym zaledwie około 1 bar, dzięki czemu działają one jak poduszki, które amortyzują wszelkie nierówności i zapewniają ponadprzeciętną przyczepność do podłoża. Montaż tak dużych opon wymaga także korzystania ze znacznie większych obręczy kół, które potrafią być nawet czterokrotnie szersze niż w klasycznym rowerze MTB. Mają one specjalne wycięcia w profilu, co skutecznie obniża masę obręczy i korzystnie wpływa na parametry jezdne roweru. Specyficzne koła w rowerach fat bike wymuszają także szereg innych zmian w kluczowych podzespołach roweru. Znajdziemy tu poszerzone widelce, piasty, grubsze ramy, korby i pedały z szerszym rozstawem, które wymuszają nieco inną pozycję pedałowania. Wszystko to sprawia, że rośnie także masa roweru, wynosząca od 14 do nawet 17 kg, czyli o 2–3 kg więcej niż w rowerach MTB. Jedynymi elementami wspólnymi ze zwykłymi rowerami górskimi są manetki, przerzutki i hamulce. Są to jednak zazwyczaj komponenty wyższej klasy, które muszą gwarantować perfekcyjną jakość i wytrzymałość podczas jazdy w bardzo trudnych warunkach. Jazda na rowerze z grubymi oponami Fat bike to nie jest rower stworzony do szybkiej jazdy po płaskim terenie czy w mieście. Duże opory powietrza, które generują opony, a także wysoka masa samego roweru z pewnością nie sprzyjają biciu własnych rekordów prędkości i czasu. Co innego, gdy wyjedziemy na bezdroża, ścieżki pełne kamieni czy korzeni. Tutaj fat bike pokazuje swoje największe zalety. Świetnie sprawdzi się zarówno w warunkach piaszczystych – na wydmach, plaży czy pustyniach – jak i zimowych, na trasach zasypanych warstwą śniegu, gdzie rowery ze zwykłymi oponami już dawno by się zakopały. To właśnie z myślą o pokonywaniu śnieżnych pustkowi Alaski powstawały pierwsze amatorskie konstrukcje fat bike'ów. Uważać należy na terenach podmokłych, gdyż dłuższa jazda po błocie może doprowadzić do zapchania błotem całej opony, a znaczna szerokość koła nie ułatwia dotarcia do twardszego podłoża. Sama jazda na fat bike'u jest bardzo komfortowa ze względu na tłumienie wszelkich nierówności. Precyzja sterowania i samo poczucie podłoża jest jednak mniejsze niż w klasycznych rowerach, dlatego na początku potrzeba trochę czasu, aby „wczuć się” w rower i móc poczuć prawdziwą frajdę z jazdy. Za największą wygodę w korzystaniu z fat bike'ów użytkownicy wskazują gwarancję zachowania przez rower impetu i wysokiej kadencji, czyli dużej częstotliwości pedałowania, co jest kluczowe w przejeżdżaniu przez najbardziej grząskie odcinki. Sam rower jednak nie pedałuje, dlatego dobra kondycja z pewnością jest tu wymagana. Dla nieco mniej wprawionych rowerzystów dobrym rozwiązaniem może okazać się wybór fat bike'a z napędem elektrycznym, który wspomaga pedałowanie podczas pokonywania stromych podjazdów, jazdy w trudnym terenie czy podczas silnego, czołowego wiatru. Napęd elektryczny może okazać się prawdziwym wybawieniem, gdy czeka nas długi powrót do domu, a nasze mięśnie są już mocno wyeksploatowane. Wadą takiego rozwiązania jest jednak cena, która jest znacznie wyższa niż w przypadku roweru z grubymi oponami bez napędu elektrycznego. Rośnie również (już nie mała) waga roweru, ze względu na konieczność użycia pojemnej baterii. Czy warto w takim razie zainwestować w elektryka? Nie ma wątpliwości, że satysfakcja z jazdy będzie w stanie zrekompensować wszelkie boleści towarzyszące podczas opróżniania portfela ;) Dla kogo został stworzony fat bike? Na pewno dla osób, które lubią się wyróżniać i nie lubią nudy. Aktywnie spędzają czas i przede wszystkim mieszkają pośród dzikiej natury – nad morzem, w górach czy w miejscach, gdzie nie ma zbyt wielu ubitych ścieżek. Nie ma się co oszukiwać, że fat bike nie jest tak bardzo uniwersalnym rowerem jak rower górski i nie sprawdzi się na asfalcie, do codziennej jazdy czy wśród amatorów rywalizacji i jazdy na czas. Idealnie nadaje się za to także dla dzieci, które zaczynają swoją przygodę z jazdą terenową i chcą pokonywać nieco trudniejsze trasy. Takie rowery wybaczają sporo błędów podczas pokonywania technicznych odcinków, zapewniają dużą przyczepność w terenie, jednocześnie dostarczając sporo radości z jazdy. Wybierając się na jazdę na fat bike'u, zawsze należy pamiętać o kasku, a także o oświetleniu rowerowym. Warto zaopatrzyć się również w rękawiczki rowerowe i okulary, które ochronią nas nie tylko prze pędem powietrza, słońcem, ale i wystającymi gałęziami. Bezpieczeństwo na rowerze to podstawa! Zdjęcie: Envato/ davidpereiras